Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ciel d'Azur en Provence. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ciel d'Azur en Provence. Pokaż wszystkie posty

6 października 2013

Żeby zdrowe zęby mieć trzeba tylko chcieć ... czyli o tymiankowej paście do zębów Ciel d'Azur

Ekologiczna pasta do zębów to dla mnie podstawa dbania o higienę jamy ustnej. Wiele osób z pewnością sądzi, że jakakolwiek pasta powinna wystarczyć. Dlaczego więc eko pasta? Odpowiedź jest bardzo prosta.  Tak jak  w najróżniejszych kosmetykach składniki petrochemiczne mogą podrażniać skórę, tak w paście mogą przyczyniać się do podrażnień śluzówki jamy ustnej. Dochodzi jeszcze problem fluoru. Pasty ekologicznie nie zawierają go wcale lub zawierają fluor pochodzący z roślin (np. z herbaty). Najkrócej pisząc te kwestie decydują o wyborze przeze mnie past do zębów opartych na naturalnych składnikach.


Markę Ciel d’Azur ma w swojej ofercie przede wszystkim kosmetyki oparte na glinkach, białej i zielonej.  W ofercie tej marki są między innymi pasty do zębów. Ich formuła oparta jest na glince białej (39,20 %). Glinka bardzo korzystnie wpływa na środowisko jamy ustnej. Przywraca ona normalne ph w ustach. Poprzez bogactwo minerałów remineralizuje dziąsła. Nie należy obawiać się zarysowania szkliwa zębów przez glinkę. Cząsteczki glinki mają wielkość miedzy 5 a 20 mikronów. Drugim ważnym składnikiem jest sól morska.

W mojej paście jest także wyciąg z tymianku oraz olejek eteryczny. Tymianek od wieków znany jest ze swoich bakteriobójczych i odkażających właściwości. Ziele tymianku służy do płukania w stanach zapalnych jamy ustnej i gardła.  Pasta ta ma mocny smak i zapach tymianku. Na długo odświeża oddech. Myślę, że jest dobrą alternatywą dla tych wszystkich, którzy nie przepadają za miętowymi pastami.


Pasta ta posiada certyfikat Ecocert. 99,50 % jej składu to składniki naturalne. 10% składników pochodzi z rolnictwa biologicznego.


Ekologiczne pasty do zębów Ciel d’Azur kupicie w Biolanderze
Z moim kodem rabatowym ep-0882 – 5 % taniej.
 

26 maja 2013

Łzy po tym czego już nie ma ... czyli o odżywce z masłem karite Ciel d'Azur


Nie mam ostatnio szczęścia do kosmetyków. To co polubię znika bezpowrotnie. Czas jakiś temu chciałam kupić moją ulubioną odżywkę do włosów z Alepii. No cóż nie ma. Długo zastanawiałam się jaką odżywkę wybrać do moich kapryśnych włosów. Padło na Odżywkę do z włosów z masłem karite Ciel d’Azur. W butelce jest prawie dno. Sprawdzam czy jest dostępna w Biolanderze. Nie ma! Teraz to już nie wiem co wybrać.

 

Wielka szkoda, że odżywka zniknęła ze sklepu.  Pewnie jesteście ciekawe, co mnie w tej odżywce zachwyciło.
Moje włosy są dość kapryśne. U nasady głowy przetłuszczają się. Końce natomiast są suche. Nie jest łatwo pielęgnować takie włosy.  Odżywka nie może więc obciążać. Suche partie dla odmiany powinny zostać nawilżone.
Formuła tej odżywki oparta jest na wodzie lawendowej.  O pielęgnacyjnych właściwościach lawendy chyba nie trzeba wspominać. Dla mnie jest to roślina wszechstronna. Taka, która służy i zdrowiu i urodzie. Odżywka ta bogata jest w proteiny uzyskane z szarłatu (amarantusa). W składzie znajduje się oczywiście masło karite. Odżywka pięknie pachnie. Oczywiście, że lawendą. Sukces w stosowaniu tej odżywki opiera się czasie jaki pozostaje na włosach. W przypadku włosów suchych producent zaleca, aby trzymać ją 10 minut. Dla włosów tłustych zaleczany czas to jedna minuta. Ja z reguły mam ją na włosach około 5 minut. To wystarczyło, aby włosy korzystały z dobrodziejstw protein amarantusa i masła karite. Odżywka ta nie obciąża moich włosów. Włosy dłużej zachowują świeżość (to pewnie dzięki lawendzie), są miękkie i błyszczące, odpowiednio nawilżone. 
 
Odżywka jest kosmetykiem certyfikowanym przez Cosmebio. 99,97 % składników stanowią składniki naturalne. 10,40 % pochodzi z rolnictwa biologicznego. Kosmetyk nie był testowany na zwięrzętach.
Szkoda tylko, że odżywka zniknęła z oferty sklepu Biolander.
 PS.
Odżywka ponownie jest w ofercie Biolandera!
Z moim kodem rabatowym ep-0882 - 5 % taniej!

14 kwietnia 2013

Piękne włosy Marokanek ... czyli o masce do włosów z glinką rhassoul

Marokanki swoje piękne włosy zawdzięczają olejowi arganowemu i glince rhassoul. Glinka ta od wieków stosowana jest w celach kosmetycznych przez mieszkańców Afryki Północnej i niektórych regionów Bliskiego Wschodu. Oryginalna nazwa glinki marokańskiej pochodzi od czasownika "rassala", co po arabsku znaczy "myć". Doskonale sprawdza się bowiem w codziennej higienie i pielęgnacji ciała.
Glinka rhassoul bogata jest  w magnez, krzem, potas, wapń, żelazo, glin, miedź, lit, cynk. Posiada właściwości myjące i odtłuszczające. Zapobiega wysuszaniu się i łuszczeniu skóry, poprawia jej elastyczność i strukturę. Działa matująco i odświeżająco. Doskonale pielęgnuje wrażliwą i trądzikową skórę oraz włosy.
Nigdy nie stosowałam glinki do mycia włosów. Postanowiłam jednak sprawdzić jej właściwości w masce do włosów. Sięgnęłam po Maskę do włosów z glinką rhassoul Ciel d’Azur.

Maska ta przeznaczona jest do włosów suchych i uszkodzonych. Włosy moje nie mają takich problemów, ale od czasu do czasu lubię je nawilżyć i odżywić. Po to właśnie, aby były piękne i zdrowe.
Maska ta ma postać gęstej pasty. Umieszczono ją w wygodnej tubie. Nie pachnie. Ma barwę szaro-burą, tak jak glinka rhassoul.
 
Po nałożeniu na włosy nie spływa. Maskę tę należy trzymać na włosach 20 minut. Długo. Warto jednak chodź raz w tygodniu dać swoim włosom tyle czasu, aby chłonęły dobrodziejstwa glinki rhassoul. Włosy po spłukaniu są miękkie, wygładzone i dobrze się układają. Mam wrażenie, że są grubsze. Wygładzenie zawdzięczamy alkoholowi cetylowemu uzyskanemu z oleju kokosowego.
Maska ta jest dla mnie dobrą alternatywą dla ulubionej przeze mnie, a niedostępnej, odżywki Alepii.
Kosmetyki Ciel d’Azur do nabycia w Biolanderze
Z moim kodem rabatowym ep-0882 5 % taniej!

2 marca 2013

Zielono mi ... czyli o szamponie z zieloną glinką

Tak bardzo czekam na wiosnę, że kosmetyki, które wybieram muszą zawierać w sobie coś zielonego.  Dotyczy to opakowań oraz składników. Ostatnio wybrałam szampon do włosów tłustych z zieloną glinką Ciel d’Azur.
 
 
Glinka zielona pochodzi ze skał krzemionkowo-aluminiowych. Jest wyjątkowo bogata w makro i mikroelementy (m.in. związki krzemu, magnezu, fosforu, potasu, sodu). Ma świetne właściwości absorpcyjne, antybakteryjne, ściąga pory skóry, przyspiesza procesy gojenia się stanów zapalnych. Dodatkowo działa odżywczo - dostarczając skórze całe bogactwo pierwiastków wpływa na przebieg podstawowych procesów życiowych komórek skóry, poprawia mikrokrążenie. Ta glinka ma najsilniejsze działanie ze wszystkich rodzajów glinek. Polecana jest szczególnie do pielęgnacji cery łojotokowej, tłustej. Leczniczo, np. w postaci okładów, na złamania, zwichnięcia, obrzęki Świetnie działa w zabiegach na cellulit i ujędrniających. Wykorzystanie jej w szamponie do włosów tłustych jest w pełni uzasadnione.
Nie mam typowo tłustych włosów. Lubią się jednak przetłuszczać. Końcówki niestety są wysuszone. Szampony z glinkami służą moim włosom. Glinki normalizują proces przetłuszczania. Włosy dzięki ich działaniu są po prostu dłużej świeże.
Szampon ten oparty jest o łagodną bazę myjącą czyli Ammonium lauryl sulfate.
Ammonium Lauryl Sulfate (ALS) jest to bardzo łagodny środek powierzchniowo czynny. Pozyskiwany w sposób naturalny z oleju kokosowego lub palmowego. Składnik ten jest bardzo przyjazny dla naszej skóry, nie jest toksyczny, nie powoduje podrażnień i uczuleń. ALS jest łatwo biodegradowalny i dlatego nie wpływa szkodliwe na nasze naturalne środowisko. Składnika tego nie należy mylić z Ammonium Laureth Sulfate (w nazwie różnią się końcówką –eth) i Ammonium Lauryl Ether Sulfate  (ALES).
 
 
Zawartość glinki w tym szamponie wynosi 15 %. Nie sedymentuje ona jednak. Szampon nie rozwarstwia się. Jest gęsty. Dobrze się pieni. Na włosy często nakładam oleje. Szampon ten mimo swojej delikatności dobrze je zmywa. Ważnym składnikiem tego szamponu jest woda rozmarynowa. Rozmaryn w produktach do włosów pełni bardzo ważną rolę. Pobudza ukrwienie skóry. Przez to włosy lepiej rosną i stają się mocniejsze.  Szampon pachnie ziołowo. Nie bez znaczenia są tutaj także właściwości zielonej glinki.
Szampon ten jest produktem certyfikowanym (Cosmetique Bio Charte Cosmebio). 
 
 
99,81 % wszystkich składników jest pochodzenia naturalnego, 10 % pozyskano z rolnictwa biologicznego.
 
Zielona glinka dobrze troszczy się o nasze włosy
Zapraszam na zakupy do Biolandera
Z moim kodem rabatowym ep-0882 – 5 % taniej!
 
 

2 lutego 2013

Żeby zdrowe zęby mieć trzeba tylko chcieć ... czyli o ekologicznej paście do zębów Ciel d'Azur

Ekologiczna pasta do zębów to dla mnie podstawa dbania o higienę jamy ustnej. Wiele osób z pewnością sądzi, że pasta powinna wystarczyć. Dlaczego więc eko pasta. Odpowiedź jest bardzo prosta.  Tak jak  w najróżniejszych kosmetykach składniki petrochemiczne mogą podrażniać skórę, tak w paście mogą przyczyniać się do podrażnień śluzówki jamy ustnej. Dochodzi jeszcze problem fluoru. Pasty ekologicznie nie zawierają go wcale lub zawierają fluor pochodzący z roślin (np. z herbaty). Najkrócej pisząc te kwestie decydują o wyborze past do zębów opartych na naturalnych składnikach.
Ostatnio poznałam markę Ciel d’Azur . W ofercie tej marki są między innymi pasty do zębów.
 
 
Ich formuła oparta jest na glince białej (39,20 %). Glinka bardzo korzystnie wpływa na środowisko jamy ustnej. Przywraca ona normalne ph w ustach. Poprzez bogactwo minerałów remineralizuje dziąsła. Nie należy obawiać się zarysowania szkliwa zębów przez glinkę. Cząsteczki glinki mają wielkość miedzy 5 a 20 mikronów.
 
 
Drugim ważnym składnikiem jest sól morska. W mojej paście jest także wyciąg z szałwii oraz olejek eteryczny. Szałwia od wieków znana jest ze swojego dobroczynnego wpływu na dziąsła. Leczy ona stany zapalne i drobne krwawienia. Pasta ta ma mocny smak i zapach szałwii. Myślę, że jest dobrą alternatywą dla tych wszystkich, którzy nie przepadają za miętowymi pastami. Pasta ta posiada certyfikat Cosmebio. 99,50 % jej składników to składniki naturalne. 10 % pochodzi z rolnictwa biologicznego.
 
Ekologiczne pasty do zębów kupicie w Biolanderze
Z moim kodem rabatowym ep-0882 – 5 % taniej.
 

2 sierpnia 2012

To co dobre kończy się .... czyli „Projekt denko naturalnych kosmetyków” według Bianki - odsłona lipcowa

Czas szybko biegnie. A moje naturalne kosmetyki wcale tak szybko się nie zużywają. To zdecydowany atut. Są takie, które znikają szybko. Wiadomo tymi ostatnimi są mydła. Są i takie kosmetyk, które towarzyszą mi znacznie dłużej.


Wczesne lato to czas, kiedy oczarowują nas kwitnące róże. Ja uwielbiam szczególnie te dzikie, na skraju pól i łąk. Królowało, więc w mojej łazience typowo kobiece różane mydełko Eglantine (klik).
Trudno, aby męska cześć rodziny była tym zachwycona. Róża może nie znajdowała aprobaty z powodu typowo kobiecego pudrowego zapachu, ale glinka biała z nutą świeżych cytrusów znalazła uznanie. Ja też byłam z tego mydełka z białą glinką  zadowolona (klik).



Skończyła się także Alepia z czerwoną glinką (klik). Bardzo pomogła mojej cerze  w walce ze skutkami wiosennego odtruwania organizmu. W ostatnim czasie sporadycznie sięgałam po to mydełko. Uważam, że to numer jeden do zadań specjalnych.
 
Jestem wielką admiratorką hydrolatów. Co jakiś czas zobaczycie pustą szafirową butelkę charakterystyczną dla Argile Provence. Tym razem skończyła się lawenda (klik).To mój ulubiony hydrolat do wieczornej pielęgnacji cery.

Kilka dni temu zobaczyłam także dno w małej butelce płynu micelarnego Argile Provence. 100 ml wystarczyło mi na prawie 3 miesiące. Jak już wcześniej wspominałam płynem tym zmywam tylko makijaż oczu. Szukając wpisu na blogu na jego temat uświadomiłam sobie, ze jeszcze tego produktu Wam nie zrecenzowałam. To wielkie niedopatrzenie z mojej strony. Miałam napisać już dawno.
 
Gapa ze mnie potworna. Przez trzy miesiące stosowałam świetny krem na dzień i też nie wspomniałam Wam o tym ani słowem. Chodzi mi o Pur Aloe Odżywczy krem do twarzy z 35 % zawartością soku z aloesu od Ciel d’Azur en Provence. Mam cerę mieszaną. Krem ten bardzo dobrze sprawdzał się pod makijażem. Dzisiaj chciałam przygotować recenzję, a tu przykra niespodzianka. Nie mam zdjęć. Puste opakowanie niestety nie nadaje się na modelkę.

W pielęgnacji ust przez ostatnie miesiące towarzyszyło mi masło karite o smakowitym waniliowym zapachu (klik). Wydawać się może, że 5 ml to bardzo mało. Masło jest jednak bardzo wydajne. Stosowałam je od końca zimy. To przecież prawie pół roku. Stąd wniosek, że na miesiąc potrzebowałam 1 ml. Warto kupić to maleństwo.

Zakochałam się w Morzu Martwym, a właściwie w błocie pochodzącym z jego wybrzeży (klik). Nigdy wcześniej nie stosowałam błota pachnącego solą i wodorostami. Doświadczenie dla mnie było niesamowite. Taką błotną maseczkę nakładam najczęściej podczas kąpieli w wannie. Wystarczyło zamknąć oczy, aby przenieść się setki kilometrów na dziką plażę gdzieś w Jordanii.


Wspominałam już, że do ciała nie używam balsamów. Wolę olejki lub masło karite. Bardzo lubię też pachnące kosmetyki. Oczywistym jest, że nie mogłam nie mieć olejku o zapachu jaśminu (klik).


Taki pachnący olejek nie jest kosmetykiem do stosowania na co dzień. Szybko by spowszedniał. Olejek stosowałam nie częściej niż raz w tygodniu. Stworzyłam sobie swój mały jaśminowy rytuał. Uwielbiam Feniqię za magię, którą wnosi w codzienność dzięki zapachom.
Pewnie dziwicie się, dlaczego tak mało zużywam kosmetyków do włosów.  Używam szamponu z pokrzywy Douce Nature. Litr szamponu wystarcza naprawdę na długo. Skończyła się jednak moja jedna z ulubionych odżywek. Nazywam ją werbenową (klik) z powodu jej zapachu. Wystarczyła mi na pół roku.

Wśród zużytych kosmetyków nie ma takiego, który by mnie rozczarował. Hydrolat lawendowy ma u mnie ugruntowaną pozycję. Tak jak micel. Kea Karite to dobra marka. Pamiętajmy, że kupując te produkty pomagamy kobietom z Mali. Olejek Feniqii kupię ponownie. Tylko, że o innej nucie zapachowej. Ciekawa  jestem tego różanego.

Krem z aloesem także jeszcze kupię. I nie zapomnę o zdjęciach do recenzji. Błoto z Morza Martwego to moje odkrycie bieżącego roku. A jeśli chodzi o mydła… w Biolanderze jest taki wybór, że czasem zastanawiam się czy życia wystarczy, aby spróbować każdego.

Czas na finansowe podsumowanie. Koszt kosmetyków to 344,90 zł. Nie jest to oczywiście koszt miesięczny. Wiele z tych kosmetyków używałam około 3 miesięcy. Olejek jaśminowy miałam rok czasu. Do zużyć powinnam dorzucić jeszcze płatki kosmetyczne Douce Nature. Jedno opakowanie wystarcza mi na miesiąc. „Wykończone” kosmetyki mają już swoich następców. Jako klasyczna ciekawska kobieta nie mogę oprzeć się nowościom. A tych w Biolanderze mamy sporo. Czas więc na zakupy.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...