28 czerwca 2012

Mydło z białą glinką od Les Argiles du Soleil

Lubię w codziennej higienie używać mydła. W pielęgnacji skóry lubię stosować glinki. A mydło z glinką ? Pewnie, że jest. Z glinką czerwoną, różową, żółtą, białą.
Dzisiaj przedstawię Wam mydło z glinką białą Les Argiles du Soleil.


Zacznę od cech samej glinki białej. Zawiera ona krzem, żelazo, potas, magnez, tytan, sód, wapń, duże ilości glinu. Działa łagodnie, koi skórę i uspokaja.Dobrze więc służy cerom suchym, wrażliwym, ze skłonnościami do powstawania zmarszczek. Łagodnie ściąga pory, wspomaga gojenie się ran i stanów zapalnych. Jak każda glinka odświeża, odżywia i wygładza skórę oraz poprawia mikrokrążenie skórne. Może być stosowana przy rozszerzonych naczynkach. Biała glinka jest szczególnie polecana dla skóry wrażliwej i odwodnionej.


Mydło z glinką białą jest bardzo łagodne. Zawartość oleju z pestek winogron sprawia, że skóra jest delikatnie nawilżona. Mydło to delikatnie pachnie limonką. Cytrusowe zapachy wspaniale sprawdzają się w kosmetykach na lato. Ich zapach działa wyjątkowo odświeżająco. Przyjemnie używa się tego mydła do mycia twarzy i całego ciała. Delikatną pianę warto przez kilka chwil potrzymać na skórze, aby skorzystała ona z dobrodziejstwa glinki.
Formuła tego mydła jest w 100 % naturalna. Glinki są suszone na słońcu. Oleje roślinne i olejki eteryczne są pochodzenia biologicznego.
Cóż więcej można napisać o mydłe? Jednym słowem dobre naturalne mydło o lekkim cytrynowym zapachu. Najlepiej sami wypróbujcie.
Mydła Les Argiles du Soleil do nabycia w Biolanderze!
Z moim kodem rabatowym ep-0882 – 5 % taniej!




26 czerwca 2012

Cytrynowy powiew świeżości ... czyli o hydrolacie werbenowym

Kilka lat temu zmieniałam moje nastawienie do pielęgnacji ciała. Do kosza powędrowała większość drogeryjnych kosmetyków. Tak zaczęła się moja przygoda z naturalnymi kosmetykami. Każdego dnia odkrywam nowe możliwości naturalnej pielęgnacji. Matka Natura daje olbrzymi wybór! Dawniej nie wyobrażałam sobie pielęgnacji twarzy bez toników. Toniki jednak zniknęły z mojej łazienki. Zastąpiłam je hydrolatami. Hydrolatom poświeciłam już kilka postów. Jest to moje wielkie odkrycie.
Lubię odkrywać walory pielęgnacyjne coraz to nowych roślin.

Z tego powodu z wielką ochotą sięgnęłam po hydrolat werbenowy.


Uzyskuje się go w procesie destylacji z parą wodną ulistnionych gałązek lipii trójlistnej zwanej potocznie werbeną cytrynową.
Lipia trójlistna (Lippia citriodora triphylla) czyli cukrownica, alozja trójlistna, werbena cytrynowa należy do rodziny Verbenaceae. Jest wieloletnim krzewem o dekoracyjnych i pachnących liściach osiągającym 2 metry wysokości. Werbeny cytrynowej nie należy mylić z werbeną pospolitą (Verbena officinalis) należącą do tej samej rodziny, ale dużo mniej aromatyczną. Lipia trójlistna pochodzi z Ameryki Południowej. Do Europy została sprowadzona z Peru w XVIII wieku. Obecnie uprawiana jest na całym świecie.
Werbena cytrynowa, a właściwie olejek z niej uzyskiwany używany jest w przemyśle perfumeryjnym do aromatyzowania mydeł, szminek, toników i olejków do pielęgnacji skóry. Jest składnikiem wielu drogich perfum. Jeśli mamy olejek eteryczny to i mamy hydrolat. Ma on ma piękny, świeży cytrynowy zapach. Ja w nim wyczuwam dodatkowo aromat suszonej śliwki. Hydrolat werbenowy przeznaczony jest do pielęgnacji skóry tłustej. U mnie doskonale matuje strefę T. Lubię używać go rano. Zmatowiona skóra lepiej „trzyma” makijaż. Czasami hydrolatem tym spryskuję włosy, aby szybko je ułożyć. Świeży cytrynowy zapach towarzyszy mi przez cały dzień.


Hydrolat werbenowy kupicie w Biolanderze
Z moim kodem rabatowym ep- 0882 – 5 % taniej!


21 czerwca 2012

20 czerwca 2012

Uczta dla skóry: miód i karite ... czyli o mydle z miodem Kea Kirite

Miód ze względu na swoją wyjątkowość był ponoć pokarmem bogów olimpijskich. Dzisiaj na szczęście zwykli śmiertelnicy mają do niego dostęp. Już w starożytności człowiek odkrył walory smakowe i lecznicze miodu, zaczynając stosować go w kuchni i apiterapii.
Podobno odkrywcą leczniczych właściwości miodu był Hipokrates. Miód bywał środkiem płatniczym w starożytnym Egipcie. Wchodził w skład wielu afrodyzjaków. Balsamowano nim ciała zmarłych. Któż z nas nie zna biblijnego przekazu o kraju „mlekiem i miodem płynącym”? W wielu kulturach miód jest symbolem płodności i słodyczy. Do dzisiaj mówimy o „miodowym miesiącu”. Pojęcie to ma korzenie w tradycji ludowej. Fascynującą historię miodu, od starożytności po współczesność zaprezentowała Teresa Kokocińska w albumie pt. „Miód. Złoty cud natury”.
Nie o miodzie miałam jednak pisać, tylko o mydle karite z miodem marki Kea Karite.



Powstało ono w wytwórni Kaloje. W 62 % składa się z masła karité i oleju kokosowego. Wzbogacono je miodem (3% zawartości). Nie wiem jakiego rodzaju miodu użyto do produkcji tego mydła. Być może jest to miód akacjowy, z którego słyną kraje Centralnej Afryki (Senegal). A może miód pochodzi od dzikich pszczół?
Pozostałe składniki to woda oraz ekstrakt nadający zapach. Mydło ma jasną, beżową barwę. Zapach tego mydła jest specyficzny, ziołowy, dość intensywny a zarazem słodki, lekko miodowy. Atutem tego mydła jest prosty, naturalny skład i certyfikat Ecocert.
Mydło to podobnie, jak mydło z henną, jest bardzo przyjemne w używaniu. Dobrze się pieni. Piana jest aksamitna, delikatna.. Wyraźnie czuję w tym mydle dużą zawartość masła karité. Skóra po jego użyciu jest delikatnie natłuszczona. Nie ma żadnego pieczenia, podrażnień, suchości.


Używam tego mydła w higienie całego ciała. Namydlam się nim i pozostawiam na dwie, trzy minuty mydlaną pianę, aby skóra mogła chłonąć dobroczynne walory masła karité i miodu. Bardzo to mydło przypadło mi do gustu. Uważam, że jest idelane dla osób z suchą skórą. Bo cóż więcej trzeba, aby mieć zadbaną skórę. Tylko karite i miód.
Cenię jakość i pracę jaką włożyły w ten produkt malijskie kobiety.


Zapraszam po produkty KEA Karité do Biolandera!

Kupując je przyczyniacie się do walki z ubóstwem kobiet w Mali.

Twoje mieć to dla malijskiej kobiety być!



17 czerwca 2012

Zatrzymuję czas z Alepią ... czyli o kremie z olejem z pestek granatu

Medycyna i kosmetyka wykorzystują na swoje potrzeby różne rośliny i owoce. W ostatnich latach coraz popularniejszy i coraz bardziej ceniony jest granat będący owocem granatowca właściwego (Punica Granatum).
Granat pochodzi z południowo-zachodniej Azji, ale obecnie uprawiany jest także na obszarze śródziemnomorskim, na Bliskim Wschodzie, w południowej Afryce, Chinach, Japonii, Australii, Stanach Zjednoczonych, w Ameryce Południowej i w południowej Rosji. Granat ma bardzo długą historię. Podobno uprawiany był już 5 000 lat pne. Wzmianki z Sumeru o uprawie granatów datuje się na 3 000 lat pne. Granat znajdujemy na kartach Pisma Świętego, Odysei, Tory, w zabytkach sanskrytu.
Owoc granatu ma bogatą symbolikę. Jest symbolem płodności i nieśmiertelności. W kulturze arabskiej do dziś goście weselni obsypują nowożeńców pestkami granatu, życząc im tym rytuałem płodności i wiecznej miłości.
O działaniu leczniczym owocu granatu decyduje współdziałanie składników chemicznych owocu. Owoc granatu jest na pierwszym miejscu jeśli chodzi o zawartość przeciwutleniaczy.
Przeciwutleniacze mają chronić nas przed skutkami działania wolnych rodników. O tym, że są ważnymi składnikami kremów wiemy od dawna.

Która z nas nie marzy o tym, aby zatrzymać czas? Samej trudno to zrobić. Trzeba mieć dobrego pomocnika. Moim pomocnikiem jest Krem z olejem z ziaren granatu Alepii.


Formuła tego kremu oparta jest na wyciągach wodnych (z lawendy, rozmarynu, kwiatu gorzkiej pomarańczy, lipy, brodaczki) oraz olejach (olej arganowy, oliwa z oliwek, olej sezamowy,olej z czarnuszki, olej ze słodkich migdałów). W kremie tym znajduje się także wyciąg z granatu, jego sok oraz olej z pestek. Nie zabrakło także masła karite.


Kremu tego używam już ponad miesiąc. Jest to treściwy krem o delikatnym zapachu. Trudno ten zapach określić. Do mojej mieszanej cery jest to idealny krem na noc. Stosuję go także na szyję. Noc to dobry czas na odżywianie skóry. Mimo tego, że krem wydaje się być tłustym wchłania się do matu. Po miesiącu mogę powiedzieć, że dobrze odżywia. Przy mojej mieszanej cerze mam tendencję do przesuszania się policzków. Radzi sobie z tym problemem doskonale. Muszę przyznać, że jest to jeden z lepszych kremów jakich używałam. Na uwagę zasługuje także opakowanie – słoik z mrożonego szkła. Dla najlepszych kosmetyków zawsze wybiera się szkło. Ten krem Alepii to najlepszy przyjeciel kobiety chcącej zatrzymać czas. Wart swojej ceny!

Kremy Alepii do nabycia w Biolanderze!
Z moim kodem rabatowym ep-0882 – 5 % taniej!


13 czerwca 2012

Z ogrodów Semiramidy... czyli o urzekającym olejku jaśminowym do ciała Feniqii

W moich wyobrażeniach Bliski Wschód pachnie różami, korzennymi przyprawami i jaśminem. Legendarne ogrody Semiramidy niewątpliwie pachniały tym ostatnim.
Czytelniczki mojego bloga pewnie przyzwyczaiły się już do tego, że co jakiś czas piszę o kosmetykach marki Feniqia. Marka ta zachwyca mnie mydłami, peelingami i perfumami. Nie są to jednak zwykłe produkty kosmetyczne. Wszystkie one oczarowują wspaniałym zapachem. Te pachnące cudeńka perfumowane są olejkami eterycznymi. Mamy więc do czynienia z czystą naturą zapachu. Uwielbiam pachnące kosmetyki.
Nie mogłam więc nie skusić się na Urzekający olejek jaśminowy do ciała marki Feniqia.




Znany na całym świecie niezwykły krzew o białych, żółtych lub różowych kwiatach zachwyca swoim zapachem. Jaśmin jest niskim krzewem o zielonych pędach i drobnych kwiatach. Złączone w grupach kwiaty wydobywają z siebie bardzo intensywny, słodki aromat. Otwierają się w nocy i zamykają w dzień. Nie ma nic przyjemniejszego niż wieczorny spacer wśród woni jaśminu. Do Europy jaśmin został sprowadzony przez Maurów. Jego nazwa wywodzi się z perskiego i oznacza „biały kwiat”.
Jaśmin stosowany jest w aromaterapii od wieków. Olejek jaśminowy pozyskiwany jest z płatków jaśminu wielkokwiatowego za pomocą rozpuszczalników spożywczych.
Znana jest także herbata jaśminowa o licznych właściwościach zdrowotnych.

Wróćmy jednak do olejku.
Bazą tego oleju jest olej ze słodkich migdałów. Należy on do najstarszych i najlepszych olejów kosmetycznych. Tłoczy się go z nasion migdałowca (odmiany słodkie). Ma bardzo wysokie zdolności nawilżania i wygładzania skóry. Jest bogaty w kwasy tłuszczowe, proteiny, sole mineralne, witaminy z grupy B, a także A, D i E. Posiada bursztynowy kolor oraz lekki charakterystyczny zapach. Jest jednym z najstarszych i najbardziej cenionych w kosmetyce olejem.


Właściwości oleju ze słodkich migdałów:
  • wyjątkowo delikatny, neutralny, nie powoduje alergii,
  • przeciwdziała pojawieniu się rozstępów,
  • łatwo wnika w skórę, ma bardzo wysokie zdolności jej nawilżania i wygładzania,
  • zmiękcza i odżywia skórę, rozprowadzony nie daje efektu ciężkości,
  • znakomicie pielęgnuje skórę wrażliwą, suchą i bardzo suchą, przeciwdziała starzeniu się skóry,
  • wspomaga leczenie egzemy, łuszczycy, atopowego zapalenia skóry,
  • nadaje się do pielęgnacji każdego typu skóry,
  • stanowi doskonałą odżywkę do suchych i zniszczonych włosów, nadaje im połysk i zapobiega rozdwajaniu się końcówek.

Drugim ważnym olejem jest olej sezamowy. Otrzymywany jest on przez tłoczenie nasion sezamowych, ma orzechowy smak i zapach oraz żółtą barwę. Zawiera kwasy tłuszczowe, w tym te z grupy omega-6. Polecany jest jako olejek do masażu i do kąpieli. Posiada naturalne przeciwutleniacze chroniące przed wolnymi rodnikami. Jest on również doskonałym naturalnym kosmetykiem odmładzającym. Wygładza i napina skórę, nadaje gładkość i elastyczność, ujędrnia i likwiduje drobne zmarszczki. Należy do naturalnych filtrów przeciwsłonecznych. Oczyszcza ponadto skórę z toksyn i działa rozgrzewająco, a także reguluje pracę gruczołów łojowych.

Dobre oleje dla skóry to nie wszystko w tym kosmetyku. Woń jaśminu jest najważniejsza!
Olejek ten wykorzystuję na wiele sposobów. Po kąpieli nacieram jeszcze mokre ciało. Czasami stosuję ten olejek do włosów. Pachną nawet po umyciu. Zdarza się, że dodaję ten olejek do kąpieli. Lubię także łączyć go z peelingiem z soli morskiej. Wtedy moja skóra korzysta z dobrodziejstw soli   oraz cudownego aromatu. Z powodzeniem olejkiem tym można zastąpić perfumy.
Woń jaśminu, obok róży należy do moich ulubionych. Zapach jaśminu budzi skrajne emocje. Jedni go uwielbiają, drudzy wprost przeciwnie. Ja należę do tej pierwszej grupy.

Jeśli uwielbiacie woń jaśminu
Urzekający olejek do ciała jest dla Was stworzony
Kupicie go w Biolanderze!
Z moim kodem rabatowym ep-0882 – 5 % taniej!


10 czerwca 2012

Urok dzikiej róży ... czyli prowansalskie mydło eglantine

Mydła prowansalskie oferują niebywałe bogactwo zapachów i barw. Nie każdemu bowiem do gustu przypadnie klasyczne marsylskie mydło surowe w swojej formie. Duża kostka pewnie nie zachęca do stosowanie. Nie pozbawiajmy się jednak radości ze stosowania dobrych naturalnych mydeł. Rozwiązaniem dla tych wszystkich, który cenią i lubią naturalne perfumowane mydła są te, które oferuje La Maison du Savon de Marseille.
Oferta mydeł tej firmy jest bardzo bogata. Każdy znajdzie jakieś mydełko dla siebie.

Uwielbiam różane zapachy. Czas kiedy zakwita dzika róża sprawił, że jej delikatny urok postanowiłam przenieść do ... łazienki.


Dzisiaj chciałambym Wam przedstawić mydło dzika róża (eglantine).
Mydło to najpierw urzeka pięknym kwiatowym zapachem. Zapach jest słodki, lekko pudrowy.
Potem zachwyca delikatną kremową pianą powstającą w kontakcie z wodą Używa się tego mydła bardzo przyjemnie. Dzięki zawartości oleju arganowego mydło to pomaga nawilżyć skórę. Doskonale sprawdza się w higienie całego ciała.


Zanim po nie sięgnęłam było ozdobą ułożonych ręczników w łazience. Roztaczało swoją słodką woń wnosząc do łazienki sielską atmosferę. Mydła prowansalskie podobają mi się jeszcze z jednego względu. Tłoczone na nich aplikacje mówią więcej niż etykieta z opisem.


Ogromny wybór pachnących prowansalskich mydeł 
znajdziecie w Biolanderze!
Z moim kodem rabatowym ep-0882 – 5 % taniej!

Jest jeszcze jedno miejsce gdzie możecie nabyć te wspaniałe mydła.
Zakochacie się w tych mydłach!


7 czerwca 2012

W pomarańczowym gaju ... czyli o savon noir Fleur d'Oranger

Pewnie już jesteście znudzone czytaniem na moim blogu o cudownych właściwościach savon noir. Ten specyfik ponad dwa lata temu na stałe zagościł wśród moich kosmetyków pielęgnacyjnych wypierając peelingi. Kessa i savon noir to duet niezastąpiony.
Nie potrafię przywiązać się do jednej marki. Lubię te klasyczne bez dodatków, ale i te wzbogacane olejem arganowym, glinką rhassoul i olejkami eterycznymi. Jak widzę jakieś nowe savon noir to muszę go wypróbować. Ot, takie moje uzależnienie.
Chętnie sięgnęłam po Savon noir Hammam Kwiat Pomarańczy firmy La Maison du Savon de Marseille.



Savon noir służy do oczyszczania skóry z martwych komórek, toksyn, zanieczyszczeń. Jest bardzo łagodne i skuteczne, mimo że nie zawiera żadnych drobinek. O tym wszystkim już wielokrotnie pisałam.
Jakie jest savon noir marki La Maison du Savon de Marseille? Przede wszystkim zostało wzbogacone w olej arganowy. Jego zadaniem jest nawilżanie skóry i łagodzenie wszelkich podrażnień. Radzi sobie dobrze w tej roli. Pachnie zupełnie inaczej niż poprzednie używane przeze mnie czarne mydła. To za sprawą kwiatu pomarańczy. Jest to wyjątkowy zapach. Nie ma nic wspólnego w zapachem olejku pomarańczowego uzyskiwanego ze skórek. Kwiat pomarańczy wydziela dość intensywny aromat. Słodko-gorzki, ciężki, czasem duszący, z nutką dymu.

Pisarz Jarosław Iwaszkiewicz tak określił woń kwiatu pomarańczy: „Zapach kwiatu pomarańczy jest wonią bardzo specyficzną. Nie ma w sobie nic z delikatnej woni fiołków ani z powiewnego oddechu frezji, jest bardzo konkretny. Dyszy spełnieniem."


Savon noir Hammam nie pieni się jak inne mydła. Poprzez roztarcie w rękach i aplikacji na skórę powstaje delikatna, przyjemna emulsja o wyjątkowym zapachu oliwek i kwiatu pomarańczy. Zapach nie pozostaje długo na skórze. Konsystencja tego mydła jest płynna (podobnie jak Charme d'Orient Savon noir w płynie), a przez to bardzo prosta w aplikacji. Ja dla wygody stosowania zawsze przelewam odpowiednią ilość do osobnego naczynia.



Nakładam na wilgotne ciało, pozostawiam na kilka minut, aby skóra mogła korzystać z dobrodziejstwa oliwy z oliwek i oleju arganowego. Potem w ruch idzie kessa. A efekt? Miękka i delikatna skóra. Jak po każdym savon noir.

Moje savon noir kupiłam w Biolanderze.
Kod rabatowy ep-0882 to zakupy 5 % tańsze!

Jest jeszcze jedno miejsce gdzie możecie kupić to cudowne mydło. To sklep Mydło Marsylskie. Polecam!




3 czerwca 2012

Argan i karite to zdrowe i mocne włosy ... czyli o szamponie Biorgane

Przedstawiając Wam ostatnio niezbyt atrakcyjne puste opakowanie po zużytych kosmetykach, była wśród nich pusta butelka po szamponie kremowym Biorgane. Tak dobrze się składa, że butelka jest znowu pełna. Bardzo lubię ten szampon i postaram się przybliżyć Wam jego zalety.


Na początek kilka słów o firmie Biorgane. Mała rodzinna, francuska firma z siedzibą w Nimes obecna jest na rynku produktów ekologicznych od 2003 roku. Firma Biorgane zaangażowana jest w projekt sadzenia drzew arganowych w Maroku. Nie jest to tylko firma mająca w swojej ofercie kosmetyki. Oprócz kosmetyków znajdziemy także oleje.


Wróćmy jednak do szamponu. Formuła jego oparta jest na oleju kokosowym i glukozie. Podstawowym detergentem, który znajdziemy w składzie jest ammonium lauryl sulfate (ALS). Jest to łagodny środek powierzchniowo czynny. Pozyskuje się go w naturalny sposób z oleju kokosowego lub palmowego. Jest przyjazny dla naszej skóry, nie powoduje podrażnień i uczuleń. Łatwo ulega biodegradacji. Drugim środkiem myjącym jest cocamidopropyl betaine. Należy ona także do środków powierzchniowo czynnych pochodzenia roślinnego.
Najważniejszymi aktywni składnikami tego szamponu są olej arganowy i masło karite. Oba te składnikami mają zbawienne działanie na włosy suche, łamliwe, pozbawione blasku. Odżywiają je i regenerują, nadają blasku i sprężystości.

Szampon ten może z powodzeniem być stosowany do codziennego mycia. Ja tak robię. Włosy myję codziennie, z reguły rano. Mam włosy delikatne, z tendencją do suchych końcówek i przetłuszczających się u nasady. Trudno takim włosom dogodzić. W ciągu tygodnia myciu włosów towarzyszy pośpiech. Nie mam czasu na odżywkę. Ten kremowy szampon nie wymaga stosowania odżywki. Dobrze się pieni. Delikatnie myje. Włosy nie są splątane i dobrze się rozczesują. Nie są obciążone. Nie używam tego szamponu do zmywania olejów z włosów. Do tego jego kremowa konsystencja nie nadaje się.

Szamponu tego bardzo przyjemnie się używa. Ma gęstą, kremową konsystencję. Ładnie pachnie. Jest to zasługa wody lawendowej oraz olejków eterycznych. Zastosowano kilka olejków eterycznych znanych z pięknych zapachów i działania na skórę głowy oraz włosy. Mamy więc olejki eteryczne z kwiatu pomarańczy, z drzewa różanego, werbenowy, bergamotowy oraz geraniowy. Prawdziwe roślinne bogactwo.

W szamponie tym nie znajdziemy parabenów, silikonu, agresywnych detergentów, sztucznych barwników, syntetycznych zapachów, składników modyfikowanych genetyczne. 98 % składników jest pochodzenia naturalnego, zaś 18 % pochodzi z rolnictwa biologicznego. Oczywiście szampon ten nie był testowany na zwierzętach. Posiada certyfikaty Ecocert i Cosmetique Bio.

Odnoszę wrażenie, że marka Biorgane nie jest zbyt znaną i popularną. Ma tylko kilka kosmetyków w swojej ofercie. Dla mnie to dowód na to, że w swoje produkty firma wkłada serce. Bo nie ilość, a jakość się liczy.


Kosmetyki Biorgane do nabycia w Biolanderze
Z moim kodem rabatowym ep-0882 – 5 % taniej!

 

2 czerwca 2012

To co dobre kończy się ... czyli "Projekt denko naturalnych kosmetyków" według Bianki - odsłona majowa

W ubiegłym miesiącu, a właściwie w kwietniu,  sama narzuciłam sobie „projekt denko”. Ma mnie to zdyscyplinować w zużywaniu kosmetyków do samego końca. Ma także pozwolić oszacować wydatki na kosmetyki, czas przez jaki używam dany kosmetyk. W konsekwencji projekt mój ma odpowiedzieć na pytanie ile tak naprawdę kosztuje naturalna pielęgnacja.
Maj to ciężki miesiąc. Zużyłam sporo kosmetyków i tym samym braki trzeba było uzupełnić.


Oczywiście mydeł w moim domu „idzie” najwięcej. Lubimy naturalne mydła i właśnie je wybieramy najczęściej do mycia.
Uwielbiam Feniqię. Już pod koniec kwietnia sięgnęłam po rumianek. Ślicznie pachnie, delikatnie pieści skórę łagodząc podrażnienia. Drugie mydło, które towarzyszyło nam podczas kąpieli to Gaiia Le soyeux. Mydło to pachnie imbirem, kardamonem i olejkiem z drzewa różanego. Należy do dość miękkich mydeł. Bogate jest w roślinną glicerynę. Wszystkim przypadło do gustu.



Przez kilka miesięcy towarzyszyła nam Alepia 80 %. Używana była może trochę rzadziej, do mycia ciała w sytuacji kiedy pojawiały się problemy skórne. Lubię ten charakterystyczny zapach alepowych mydeł. Duża zawartość oleju laurowego nadaje jemu charakterystyczną ostrą woń i nadaje mu cech mydła leczniczego.

Szafirowa butelka po bławatkowym hydrolacie nie trafi do kosza. Nie wyrzucam tych szklanych butelek. Zawsze można je wykorzystać w jakiś twórczy sposób. A jeśli chodzi o hydrolat, stosowałam go do zmywania makijażu oczu, na zmianę z płynem micelarnym. Kiedy mam bardzo zmęczone oczy robię bławatkowy kompres. Nasączam hydrolatem płatki kosmetyczne i przykładam na 15 minut na zamknięte powieki. Relaks dla oczu wyjątkowy!


W maju przyszło także rozstać mi się z Serum Tenseur Vegetal Argile Provence. Mała butelka o pojemności 30 ml zawiera wyjątkowo wydajny kosmetyk. Używałam tego serum od połowy grudnia ubiegłego roku. Przez pierwsze dwa miesiące odrobinę nanosiłam na skórę wokół oczu raz dziennie. Zauważyłam, że zmarszczki uległy wyraźnemu spłyceniu. Po tym czasie ograniczyłam stosowanie serum do 2-3 razy w tygodniu. Serum wystarczyło mi więc na pół roku.

Jeszcze lepszą wydajnością może poszczycić się Podkład w kremie Sable Argile Provence. Każdego dnia wiernie towarzyszył mi od końca września ubiegłego roku. Makijaż robię codziennie.
Dopiero teraz pisząc ten tekst uświadomiłam sobie, że nie zrecenzowałam dla Was tego produktu. To moje wielkie zaniedbanie. Martwi mnie, że obecnie odcień sable nie jest dostępny. Kiedy tylko się pojawi sięgnę po kolejne opakowanie. A wtedy z pewnością przeczytacie co o nim sądzę.

Dwa kolejne kosmetyki także należą do tych bardziej wydajnych, pewnie dlatego, że nie używam ich codziennie. Nie wyobrażam sobie tygodnia bez stworzenia we własnej łazience chociażby namiastki hammamu.




Savon noir mam zawsze w kilku rodzajach. Przyszedł kres na Savon Noir Eukaliptusowe Charme d'Orient. Jest to jedno z moich ulubionych "czarnych mydeł". Sięgnę po nie jeszcze. Słoik, w którym było zamknięte także nie skończy w koszu na śmieci. Z powodzeniem wykorzystam go do przechowywania różnych drobiazgów. Lubię w kosmetykach to, że ich ładne i funkcjonalne opakowania można wykorzystać na wiele sposobów.

O moją suchą skórę dbało masło karite o zapachu monoi. Zapach ten przenosi mnie do raju.
Savon noir i masło karite mają już godnych następców. Wrócę jednak do obu tych kosmetyków.

Przyszedł czas na szampon Biorgane z olejem arganowym i karite bio. Firma połączyła właściwości masła karite i oleju arganowego. Zużyłam go do ostatniej kropli. Do wczorajszego mycia wypłukałam butelkę.

Skończyła się także moja ulubiona woda perfumowana. Z przykrością stwierdziłam, że nie jest dostępna.

Dużo się zebrało pustych opakowań.
Koszt opisanych kosmetyków – 474, 85 zł (bez rabatu). Dużo wyszło. Mam nadzieję, że w czerwcu niewiele zużyję kosmetyków. Czas pokaże.


Z opisanych kosmetyków opisałam:
Mydło Alepia 80 % (klik)
Mydło Gaiia Le soyeux  (klik)
Wodę bławatkową Argile Provence (klik)
Rosalia Serum Tenseur Vegetal Argile Provence (klik)
Charme d'Orient Savon Noir Eukaliptus (klik)
Masło karite Monoi Tiare La Maison du Savon de Marseille (klik)
Wodę Perfumowaną Ogród Herbaciany (klik)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...