31 grudnia 2015

Prezenty, przemyślenia i postanowienia czyli o ... książce "Ziołowy Zakątek.Kosmetyki, które zrobisz w domu"

Koniec roku to czas podsumowań, postanowień i planów na nowy rok. Nie wiem czy chcę czynić jakieś konkretne postanowienia. No, może poza jednym. Nadal chcę żyć wolniej i prościej. Łatwo powiedzieć, dużo trudniej wykonać. Jednym z takich elementów, aby żyć prościej jest z pewnością naturalna pielęgnacja. Tak sobie myślę, że mam już za sobą zachwyt przepychem jaki oferują nam firmy wytwarzające naturalne kosmetyki. Trochę już ich w życiu zużyłam. Skąd taka refleksja? Zainspirowała mnie do przemyśleń  Sandra podarunkiem, który sprawiła mi pod choinkę. Dostałam od Sandry książkę Klaudyny Hebda „Ziołowy Zakątek. Kosmetyki, które zrobisz w domu”.


Wiem, że znacie tę książkę. Fantastyczna publikacja dla osób , które połknęły bakcyla domowych kosmetyków. Uważam jednak, że ważne jest coś jeszcze. Autorka przekazuje nam solidną wiedzę na temat surowców roślinnych, maseł, olejów, olejków eterycznych.  Systematyzuje i porządkuje.


Tak sobie myślę, że przygotowane w domu kosmetyki nie odbiegają od tych zakupionych w sklepach. Może nawet są lepsze od nich?



Na początek wypatrzyłam sobie kilka przepisów (chcecie posty o przygotowywaniu kosmetyków?) Mam to szczęście, że wiele roślinnych surowców dostarcza mi ogród. Róże, nagietki, lawenda, rumianek. Ciekawe czy wytrwam w postanowieniu upraszczania mojej naturalnej pielęgnacji? Życzcie mi tego w nowym roku. Prostego życia, bez stresu i pośpiechu. 


27 grudnia 2015

Damsko-męskie przepychanki czyli o ... mydle z czarną glinką z Morza Martwego

Dlaczego męskie mydło? Zupełnie nie wiem dlaczego  mydło z czarną glinką z Morza Martwego dedykowane jest panom. Przecież okłady z użyciem błota to domena pań.


Każda z nas marzy od tym, aby od czasu do czasu oddać się godzinom relaksu w spa. Ja jestem dużo bardziej wymagająca i takiego relaksu oczekiwałabym po każdym ciężkim dniu. Rzecz trudna do wykonania. Nie znaczy to, że niemożliwa. Wtedy kiedy jestem bardzo zmęczona robię sobie kąpiel w soli z Morza Martwego. Nie żałuję sobie soli. 1 kg na wannę wody być musi. Taką kąpiel staram się jeszcze ubogacić. W tej roli znakomicie sprawdza się mydło z czarną glinką z Morza Martwego.  Morze Martwe fascynuje swoim bogactwem (klik). Sól i błoto z Morza Martwego osoby, które cenią naturalną pielęgnację dobrze znają.

Czarne błoto kosmetyczne z Morza Martwego jest naturalnym szlamem morskim pozyskiwanym z dna morza. Błoto z Morza Martwego jest mieszanką pierwiastków i minerałów występujących w wodzie, a także składników organicznych występujących wzdłuż linii brzegowej. Błoto ma konsystencję zbliżoną do mokrej glinki. Zapachem przypomina muł rzeczny z domieszką soli. Jest to dość specyficzny zapach. Po wysuszeniu otrzymujemy glinkę. Zawiera ona unikalny kompleks minerałów oraz pierwiastków śladowych. Dzięki bogactwie cennych składników, wykazuje uniwersalne i wielokierunkowe działanie. Dlatego świetnie sprawdza się we wszystkich zabiegach pielęgnacyjnych. Silne właściwości oczyszczające zostały wykorzystane w mydle.


W mojej ocenie mydło to zostało stworzone dla osób z cerą mieszaną. Taka cera potrzebuje tego, aby trzymać ją w ryzach. Oczyszczanie to podstawa.  Mydło z glinką dobrze oczyszcza i odświeża skórę. Zupełnie inaczej niż glinka rhassoul (klik).  U mnie mydło dobrze sprawdzało się w roli mydła przeznaczonego do wieczornego oczyszczania skóry. Oczyszczało porządnie. Nie czułam jednak, aby wysuszało skórę. Mydło dobrze się pieniło. 

Nie bez znaczenia pozostawał zapach. Trochę egzotyczny, trochę męski. W kompozycji zapachowej rolę pierwszoplanową gra wetiwer. Olejek wetiwerowy otrzymuje się z korzeni trawy wetiwerowej (palczatki nastroszonej) rosnącej w krajach podzwrotnikowych. Wielkie kępy zielonej palczatki mają długie korzenie, sięgające do 3 m w głąb gleby. Aromat olejku jest ziemny, łagodny i ziołowy. Olejek ten łagodzi stany zdenerwowania, usuwa napięcie mięśni. Znajduje zastosowanie jako antyspetyk. Wetiwer dobrze komponuje się z lawendą i drewnem sandałowca. W mydle tym użyto poza olejkiem wetiwerowym olejku lawendowego i ylangowego. Wytrawny wetiwer został przełamany egzotycznymi kwiatami i kojącą lawendą. Odprężającą kąpiel  łaczę więc z bogata pielęgnacją i seansem aromaterapii.


Jeśli chodzi o samo mydło, jego formę i kształt, nie mam mu nic do zarzucenia. Kremowa, aksamitna piana, zapach do samego końca, nie rozmakało na mydelniczce. Jednym słowem maleństwo bez którego nie zaistniałoby moje domowe spa z widokiem na Morze Martwe.

25 grudnia 2015

„… Chrystus się Wam narodził!”






Życzę radosnych i spokojnych
Świąt Bożego Narodzenia!

Bianka

20 grudnia 2015

Królowa kwiatów i jej orszak czyli o .... toniku różanym Martiny Gebhardt

Królowa zawsze musi mieć odpowiedni orszak. Analizując skład toniku różanego Martiny Gebhard tak właśnie pomyślałam – róża i jej orszak. Różany tonik pojawił się u mnie za sprawą Łucji z Agulkowego Pola. Najzwyczajniej w świecie wygrałam rozdanie. I to jakie! Tonik różany od razu przykuł moją uwagę. 


Mało znam kosmetyki Martiny Gebhardt. Nie potrafię powiedzieć dlaczego do tej pory omijałam markę. Wróćmy jednak do toniku. Biała butelka z mlecznego szkła skrywa prawdziwy skarb. Królowa kwiatów róża w otoczeniu swoich sług bardzo mnie zaintrygowała. W mojej codziennej pielęgnacji raczej dominują hydrolaty. Różany należy do tych ulubionych. Od Martiny Gebhard mam zupełnie inny kosmetyk. Bardziej złożony, wykorzystujący synergię roślinnych składników.

Pierwsze skrzypce gra oczywiście woda z kwiatów róży damasceńskiej. Woda różana ma właściwości łagodzące i rozjaśniające, nawilża skórę. Sama w sobie jest także naturalnym kosmetykiem przeciwzmarszczkowym. Regeneruje skórę wrażliwą i przesuszoną, że skłonnością do pękających naczynek. Sprawia, że skóra staje się elastyczna, promienna i jedwabiście gładka.
Jeszcze słowo o samym zapachu róży damasceńskiej. Jest on niepowtarzalny, ciepły, kwiatowy, miodowo-malinowy.

W orszaku królowej kwiatów znajdziemy hibiskus. Hibiskus zwany ketmią albo różą chińską (Hibiscus rosa sinensis L.) pochodzi z Azji i jest jedną z najpiękniejszych roślin z rodziny ślazowatych. W rejonach tropikalnych jest bardzo popularną rośliną ogrodową. Uwielbiają ją kolibry. W naszym klimacie uprawiana jest głównie jako roślina doniczkowa. Kwiaty hibiskusa bogate są w witaminę C oraz polifenole. Odpowiadają one za elastyczność skóry. Właściwości przeciwutleniające wyciągu z hibiskusa nie tylko są korzystne dla skóry, ale także chronią emulsje i kremy przed powolnym utlenianiem – lepiej niż niektóre przeciwutleniacze syntetyczne.


Kolejną rośliną z królewskiego orszaku jest oczar. Z jego liści oraz młodych gałązek w procesie destylacji z parą wodną uzyskuje się wodę oczarową. Badania skutków zewnętrznego stosowania przetworów z oczaru wykazują, że jest bardzo dobrze tolerowany przez skórę i niezwykle skuteczny w leczeniu jej schorzeń. Takie działanie zawdzięcza oczar zawartości garbników i flawonoidów. Olejek oczarowy działa antyseptycznie, kwasy organiczne – przeciwzapalnie i antyoksydacyjnie. Garbniki uszczelniają błony komórek skóry i śluzówek. Hamują także rozwój bakterii i wirusów, łagodzą stany zapalne oraz uśmierzają swędzenie. Właściwości ściągające sprzyjają tamowaniu miejscowych krwawień. Skaleczenia i rany przez to goją się prędzej. Flawonoidy zwiększają wytrzymałość naczyń krwionośnych.

Tonik różany Martiny Gebhardt jest bardzo przyjemny w stosowaniu. Delikatność wody różanej połaczona została z lekko rozjaśniającymi właściwościami hibiskusa oraz wzmacniającymi naczynia krwionośne właściwościami oczaru. Dużo osób obawia się alkoholu w kosmetykach. Tonik ten zawiera alkohol. Nie zauważyłam, aby wysuszał skórę. Alkohol  często jest nośnikiem substancji, które nie są rozpuszczalne w wodzie (np. olejków eterycznych). 


Tonik ten dobrze służy mojej cerze. Czuję, że nadszedł czas, aby porzucić hydrolaty na rzecz bardziej złożonych kompozycji.
Cieszę się, że dzięki Łucji poznałam nowy kosmetyk. To początek obiecującej przygody z kosmetykami Martiny Gebhardt.

A na koniec królowa kwiatów w scenerii letniego ogrodu ze szczególną dedykacją dla Łucji.


29 listopada 2015

Niespodzianka od Sandry

W tym roku sezon na Mikołaja zaczął się u mnie bardzo wcześnie. W czwartek listonosz przyniósł mi niespodziankę od Sandry (klik).
Niespodzianka wspaniale pachnie za sprawą mydła kokosowego Nubian Heritage. O tych mydłach czytałam dużo dobrego. To moje drugie mydło tej marki. Mam jeszcze orzechowe od Łucji. Oba czekają na swój czas.


Sandra doskonale wie jak cenię lawendę. Już kiedyś dostałam od Sandy piękny kubek w lawendowe kwiatki. Na mydełko Lawendziak ze Sztuki Mydła już dawno miałam ochotę. Marzysz i masz.
Za prawą Sandry poznam także krem z miodem manuka marki Antipodes oraz jeden z fantastycznych kremów do rąk Pat&Rub.

Dziękuję Mokołaju !

10 listopada 2015

Stara, dobra rhassoul czyli o ... mydle z marokańską glinką

Przeglądając historię mojego bloga muszę stwierdzić, że najwięcej postów napisałam o mydle. Właściwie nie powinnam się dziwić. Mydło towarzyszy nam w ciągu całego dnia. Nawet nie zwracamy na to uwagi. Mydło jest pewną oczywistością. Należę do wielbicielek naturalnych mydeł, tych klasycznych w kostkach. Moja pielęgnacja ciała po latach odkrywania najróżniejszych naturalnych kosmetyków stała się bardzo prosta. Mydła, oleje, hydrolaty, glinki. No właśnie glinki. Od wielu lat stosuję glinkę rhassoul. Bardzo dobrze służy mojej mieszanej cerze. Na widok mydła z glinką rhassoul zaświeciły mi się oczy. 



Poznałam wiele naturalnych mydeł. Z rhassoulem w mydle spotkałam się pierwszy raz. No tak, uczy się człowiek do śmierci i głupi umiera. Wracając do glinki i mydła.
Rhassoul, Ghassoul, Rassoul, bo tak nazywana jest ta glinka od wieków stosowana jest w celach kosmetycznych przez mieszkańców Afryki Północnej i niektórych regionów Bliskiego Wschodu. Oryginalna nazwa glinki marokańskiej pochodzi od czasownika "rassala", co po arabsku znaczy "myć". Doskonale sprawdza się bowiem w codziennej higienie i pielęgnacji ciała.
Jedyne znane na świecie pokłady glinki Rhassoul występują we wschodniej części Maroka, na skraju średniego Atlasu w dolinie rzeki Wadi Muluja (fr. Oued Moulouya) około 200 km od miasta Fez.
Glinkę wydobywa się metodą tradycyjną w podziemnych korytarzach kopalni. Bryły glinki marokańskiej pakuje się w plastikowe worki, co chroni ją przed zabrudzeniem. W Fezie znajdują się zakłady przetwarzające glinkę. Glinka jest sortowana, poddawana sterylizacji, płukana w celu usunięcia zanieczyszczeń, suszona na słońcu lub w piecach. Tak przygotowana przewożona jest do młynów. Glinka sprzedawana jest w postaci proszku lub płatków.
Proszek lub płatki Rhassoul po wymieszaniu z wodą przybierają postać błota. Bogate jest ono w magnez, krzem, potas, wapń, żelazo, glin, miedź, lit, cynk. Posiada właściwości myjące i odtłuszczające. Zapobiega wysuszaniu się i łuszczeniu skóry, poprawia jej elastyczność i strukturę. Działa matująco i odświeżająco. Doskonale pielęgnuje wrażliwą i trądzikową skórę.
Mydło Marokańska Glinka Rhassoul urzekło mnie od pierwszego użycia.



Kostka na której odciśnięto stempel mydlarni ma brunatną barwę. To kolor glinki rhassoul. Struktura mydła nie jest jednolita. Ma w sobie malutkie drobinki glinki. Mydło pachnie delikatnie. Do jego perfumowania użyto olejku petitgrain oraz żywicy benzoesowej.

Olejek petitgrain otrzymywany jest poprzez destylację liści drzewa pomarańczy gorzkiej z parą wodą. Jest zupełnie innych niż olejek uzyskiwany ze skórki owoców pomarańczy. Pachnie świeżo, odrobinę cytrusowo, zielono. Olejek ten koi, tonizuje.  Ma działanie antyseptyczne.

Żywica benzoesowa (styrax) pozyskiwana jest z drewna ambrowca balsamicznego. Pachnie wanilią, tuberozą. Jest to kadzidlana woń.
Mydło w swoim działaniu wykazuje dwoistość. Jest łagodne i zdecydowane zarazem. Delikatna piana jest wyjątkowo kremowa (zasługa m.in. oleju kokosowego). Glinka rhassoul za to dokładnie oczyszcza. Mydło to nie wysusza skóry. To zasługa kojącego działania masła shea. W mydle tym ujawniają się wszystkie właściwości glinki rhassoul. 
U mnie doskonale sprawdza się w łagodzniu rogowacenia mieszkowego skóry na ramionach.
Styrax i olejek petitgrain dopełniają dzieło pielęgnacji ciała działając aromaterapeutycznie.



W ocenie tego mydła ważna jest jeszcze jedna kwestia. Mydło jest twarde. Nie rozmięka na mydelniczce (a łazienkę mam bardzo zimną).  Nie tworzy się żadna lepka maź. Po trzech tygodniach rozpieszczania mojej skóry został mi tylko cieniutki pasek. Jeśli chodzi o konsystencję tej resztki, jest bez zarzutu.


Mydło Marokańska Glinka Rhassoul kupiłam w manufakturze mydła  94b hand made za 11 zł. Bardzo spodobało mi się to mydło. Cierpliwie będę czekać aż znowu pojawi się w sprzedaży. Bo na dobre rzeczy warto poczekać. Czas oczekiwania będę sobie umilać poznawaniem kolejnych mydlanych kostek. Zapytacie jakimi?

8 listopada 2015

Czyste ręce ogrodniczki czyli o .. wygładzająco-łagodzącym scrubie ogrodnika do rąk Organic Surge

Pewnie niejednokrotnie zastanawialiście dlaczego tak mało piszę na blogu. Blog kosmetyczny to moja  ogromna pasja. Niestety nie jedyna.   Wolny czas trudno sprawiedliwie rozdzielić. Pomiędzy wszystkie pasje. Taką moją największą pasją jest ogród. Nawet późną jesienią mam jeszcze dużo w nim pracy. Prace ogrodowe przekładają się na późniejsze prace w kuchni. Dzisiaj całe popołudnie spędziłam nad konfiturą z pigwy. Czy obie pasje można pogodzić ? Tak i to w dość nieoczekiwany sposób. Za prawą organicznego wygładzająco-łagodzącego Scrubu Ogrodnika do rąk Organic Surge.


Scrub do rąk dla wielu z Was wyda się ekstrawagancja. Przecież piękne dłonie można mieć za prawą chociażby peelingu do ciała. Otóż powiem Wam, że nie. Jako, że głównie po pracy zawodowej jestem ogrodniczką wiąże się to z tym, że dłonie mam naprawdę spracowane.  Przeważnie pracuję w rękawiczkach. Nie znaczy to jednak, że całkowicie chronią one dłonie. Kilka godzin w lateksowych rękawiczkach potrafi uczynić wiele szkody. Przed brudem też całkowicie nie chronią. Są też i takie prace, które wykonuje się w gołych rękach. Samo umycie dłoni mydłem to za mało. Dzisiejsze obieranie pigwy także nie zostało bez efektów w postaci trudnych do usunięcia przebarwień po owocach. Teraz już mam  na to sposób. Z pomocą przychodzi mi Scrub Ogrodnika.


Po scrub do rąk sięgnęłam w akcie wielkiej desperacji. Ręce to przecież wizytówka. Mimo, że jestem zapracowaną ogrodniczką nie muszę wstydzić się swoich dłoni. 
Scrub do dłoni to bardzo ciekawy i skuteczny kosmetyk. Oparty jest na drobno zmielonych pestkach oliwnych. To dzięki nim z dłoni skutecznie schodzą wszelkie zanieczyszczenia. Martwy i stwardniały naskórek nie ma racji bytu. Używanie scrubu jest bardzo proste. Biorę odrobinę i masuję. Spłukuję wodą. Po takim masażu dłonie są czyste, miękkie i gładkie.
Ważną rolę w tym kosmetyku spełnia sok z aloesu. Łagodzi on podrażnienia i zaczerwieniania skóry. Nawilża skórę dłoni.
W scrubie tym mamy także witaminę C. Zwalcza ona szkodliwe wolne rodniki, działa odmładzająco, zmniejsza i łagodzi podrażnienia skóry oraz ma działanie rozjaśniające skórę. W scrubie tym nie mogło zabraknąć masła karite. Wspaniale nawilża i odżywia skórę.  


W składzie scrubu mamy jeszcze ekstrakty roślinne z  kory wierzbowej, prawoślazu, koniczyny czerwonej, wiązówki błotnej, mięty i lipy. Wszystkie one dzięki zawartości śluzów mają regenerować skórę dłoni.  Na koniec zapach. Jest przyjemny. Pierwsze nuty to  woń cytrusów i bazylii. W składzie mamy bogatą kompozycję olejków eterycznych. Jest rozmaryn, bazylia, cytryna, słodka pomarańcza, cedr atlantycki, cynamonowiec cejloński, palczatka indyjska (olejek palmarozowy).
Scrub ogrodnika jest kosmetykiem certyfikowanym przez Ecocert.  99 % składników jest pochodzenia naturalnego. 58 % składników pochodzi z rolnictwa ekologicznego. Jest to także kosmetyk wegański.


Nie znam wiele scrubów do rąk. Ten właściwie jest pierwszy. Moje dłonie pokochały go bezgranicznnie. Dla kogo będzie najodpowiedniejszy? Dla wszystkich, którym pasje mocno brudzą ręce, tak jak ogrodnikom. I wszystkich Pań domu, którym praca w kuchni nie jest obca. 

Kosmetyk kupiłam w sklepie internetowym Be My Bio. Kosztował 49 zł. 

22 października 2015

94b hand made - mydlane odkrycie

Należę do wielbicielek dobrych, naturalnych mydeł. Przez lata mojej przygody z naturalną kosmetyką poznałam kilka dobrych mydlanych marek. Z wielką przyjemnością czytam Wasze opinie o naturalnych mydłach. W ostatnim czasie moje ulubione blogerki pokazały mydlane cudeńka.  Sandra kusi Sztuką Mydła (klik), Łucja Czystym Mydłem kastylijskim (klik) a Renia mydłami wody, powietrza, ziemi i ognia - Hagi (klik).
Zawrót głowy od tych mydlanych cudeniek! Naturalne mydła darzę szczególną estymą. Długo zastanawiałam się jakie sprawić sobie nowe mydlane kosteczki. Czy te od Sandry? A może te, które urzekły Łucję? A może te polecane przez Renię? I tak mydlany dylemat sprawił, że odkryłam nieznaną mi manufakturę mydła 94b hand made (klik).


Urzekły mnie te małe dzieła sztuki użytkowej od pierwszego wejrzenia. Każdy szczegół jest przemyślany. Skład mydła, jego nazwa, opakowanie. Same spróbujcie ocenić, chodź zdjęcia nie oddają ich subtelnego uroku.
Mydlaną przygodę z 94b hand made postanowiłam rozpocząć od pięciu kostek. Pokrzywa & Macierzanka oraz Rumianek & Lipka to mydła dedykowane przede wszystkim do mycia włosów. Konopie to mydło luksusowe. Z uwagi na olej z jakiego zostało wytworzone.


Nagietek to mydło, które z powodzeniem może być stosowane w higienie intymnej. I jeszcze Glinka Rhassoul. Lubię tę marokańską glinkę. Nie ukrywam, że miałam jeszcze ochotę na inne mydła. Niestety nie wszystkie zaprezentowane na stronie są dostępne. Na dobre rzeczy trzeba po prostu poczekać.


Jedno z moich nowych mydeł zostało już rozpakowane. Glinka Rhassoul. Na szczegóły jednak musicie poczekać, o ile chcecie o nim poczytać. 


13 września 2015

Antyczny heros ... czyli o Zielonym Balsamie MOA

Natura ma to do siebie, że ceni sobie najprostsze rozwiązania. Proste rozwiązania z reguły są najskuteczniejsze. Prawda ta w całej swojej rozciągłości przekłada się na pielęgnację urody. Coraz częściej wybieram nieskomplikowane pod względem składu kosmetyki. Oleje, ich mieszanki, masła. Do tego olejki eteryczne czy maceraty roślinne. W zupełności wystarczy. Takie proste kosmetyki być może nie olśniewają. Mają jednak inną cechę – można je stosować na wiele sposobów.
Zielony balsam marki MOA urzekł mnie swoją prostotą. 


Najpierw rozszyfrujemy skrót MOA. Magic Organic Apothecary. Przypuszczam, że nie znacie tej angielskiej marki. MOA w swojej ofercie ma tylko ten jeden produkt. Zielony Balsam.
Zielony Balsam ma prosty skład. Podstawą jego jest olej kokosowy. Oprócz niego w składzie mamy olej sojowy, olej ze słodkich migdałów, wosk pszczeli, olej słonecznikowy. Nie ma wody.

Olej kokosowy to przede wszystkim emolient, natłuszczający i wygładzający skórę suchą, łuszczącą się i podrażnioną. Naturalny olej kokosowy charakteryzuje się dużą zawartością kwasu laurynowego. Kwas ten wykazuje wysokie powinowactwo do włókna włosa, zapewniając odbudowę, ochronę i nawilżenie włosów. Poza tym kwas laurynowy posiada własności antyseptyczne i przeciwgrzybicze, dzięki czemu olej kokosowy polecany jest również w pielęgnacji skóry łojotokowej.


Olej sojowy ze względu na zawartość kwasów tłuszczowych może być wykorzystywany w kosmetyce jako emolient lub jako naturalne źródło wielonienasyconych kwasów tłuszczowych odbudowujących naturalną barierę ochronną skóry.  W oleju sojowym w największej ilości występuje kwas linolowy który przywraca skórze poziom właściwego nawilżenia. Olej sojowy jest również znany jako przeciwutleniacz dzięki zawartości witaminy E.
To bogate źródło nienasyconych kwasów tłuszczowych i witaminy E, dlatego dobroczynnie wpływa na kondycję włosów i skóry. Słynie z właściwości zmiękczających i nawilżających.

Olej ze słodkich migdałów jest także bardzo dobrym emolientem, tj. wygładza skórę. Ma bardzo wysokie zdolności nawilżania skóry. Doskonale zmiękcza i wygładza skórę, nawilża ją oraz łagodzi podrażnienia. Opóźnia proces starzenia się komórek skóry.

Olej słonecznikowy wzmacnia naturalną barierę ochronną skóry, zmiękcza naskórek i regeneruje. Wykazuje działanie antyoksydacyjne i przeciwzapalne. Olej słonecznikowy jest doskonały dla osób, które mają cerę tłustą i mieszaną.
Przyglądając się olejom w składzie muszę stwierdzić, że maję one przede wszystkim właściwości ochronne i nawilżające. 

Oprócz olejów w składzie jest jeszcze wosk pszczeli. Jego rolą jest poprawa konsystencji kosmetyku. Ponieważ emulguje się bardzo łatwo, nadaje kremom ładny, jedwabisty połysk oraz sprawia, że wyroby zawierające go w swoim składzie dobrze się rozsmarowują. Wosk pszczeli uelastycznia i zmiękcza skórę.


Dochodzimy do naszego bohatera czyli krwawnika. Grecki bohater i wojownik Achilles miał zgodnie z mitologią leczyć krwawnikiem rany odniesione przez towarzyszy pod Troją. Już wtedy znano gojące, przeciwzapalne i przeciwkrwotoczne właściwości krwawnika. Krwawnik pospolity uchodzi powszechnie za najbardziej cenione zioło lecznicze. Nie będę analizowała jego zastosowania i działania wewnętrznego. Niemiecka nazwa ludowa „ziele cieśli” czy „ziele od ciosu siekierą” świadczy o stosowaniu tej rośliny do leczenia ran i urazów mechanicznych. Działają tu garbniki o właściwościach ściągających i przeciwzapalnych jak i antyseptyczny i przeciwgrzybiczy olejek lotny.


Krwawnik uchodzi także za zioło wzmacniające żyły. Nie sposób nie powiedzieć o wzmacniających właściwościach kompresów z krwawnika na kruche i mające skłonność do pękania naczynia włosowate skóry twarzy.
Balsam zawiera także olejek z drzewa herbacianego cechujący się silnymi właściwościami antyseptycznymi.
Balsam pachnie ziołowo. Woń olejku z drzewa herbacianego jest wyraźnie wyczuwalna. Balsam dobrze rozprowadza się po skórze. Szybko się wchłania, mimo, że mam  cerę mieszaną. Ja używam go jako kremu na noc. Cera jest dobrze odżywiona. Skóra miękka i delikatna. Od miesięcy nie pojawiają się żadne przykre niespodzianki na twarzy. Przypadł mi ten balsam do gustu, a właściwie to mojej cerze. Taki mały wielki bohater.  

Zielony balsam kupiłam w sklepie internetowym DamaBio. Kosztował 55,60 zł.


25 sierpnia 2015

Skrzydła u nóg ... czyli o żelu do stóp i nóg z kasztanowcem i mentolem Fitne

Lato to trudny czas, zwłaszcza w pracy.  Po 8-10 godzinach w pracy moje nogi mają dosyć. Siedząca praca nie sprzyja prawidłowemu krążeniu. Do tego jeszcze jazda samochodem. Wieczorem moje nogi są po prostu obrzęknięte i bolące. Ratuję się na wiele sposobów. Apteczne maści i żele nie zawsze odpowiadają mi składem. Wśród kosmetyków naturalnych trafiłam na żel do stóp i nóg z kasztanowcem i mentolem marki Fitne Health Care.


Żel jak na tego typu kosmetyk przystało ma lekką konsystencję. Wręcz wodnistą. Przekłada się to na jego wydajność. Pachnie świeżo, miętą. Naniesiony na nogi szybko się wchłania. Nie pozostawia tłustego filmu.
Skład tego żelu jest w pełni naturalny. Mamy ałun. Może to dziwić. Kto chciałby używać tego żelu do stóp z pewnością odczuje jego dezodoryzujące właściwości. Ałun wygoi nam szybko wszystkie zadrapania. Ukoi także ukąszenia komarów. Ja wcieram żel w łydki. Emulsja olej woda oparta jest na oleju jojoba.  Wosk ten charakteryzuje się bardzo wysoką zgodnością biologiczną ze skórą. Dzięki wysokiemu powinowactwu do ludzkiej skóry, łatwo jest wchłaniany przez skórę i włosy. Jojoba odżywia, zmiękcza, nawilża i natłuszcza skórę i włosy.


Kluczową rolę w tym żelu pełni wyciąg z nasion kasztanowca białego. Jest to najważniejszy naturalny środek do leczenia żylaków (powstałych wskutek przewlekłej niewydolności naczyń żylnych), gdyż wspomaga odpływ z żył i wzmacnia je, przywracając  sprężystość  ich zwiotczałym ścianom. Wyciągi z kasztanowca zapobiegają również tworzeniu się zakrzepów, zmniejszają kruchość i zwiększają elastyczność naczyń włosowatych. Działają uszczelniająco i przeciwzapalnie na naczynie krwionośne. Zawarta w wyciągach z kasztanowca escyna (mieszanina saponin)  hamuje wytwarzanie i uwalnianie przez organizm czynników zapalnych.  Eskulina (glikozyd kumarynowy) pobudza przemianę materii i poprawia ukrwienie. Pochłania także promieniowania nadfioletowe. Te właściwości wyciągów z kasztanowca wykorzystywane są także w produkcji maści chroniących przed poparzeniami słonecznymi.
Nie sposób pominąć żywokost występujący w tym żelu. O żywokoście można napisać poemat. Żywokost lekarski jest rośliną o najwyższej zawartości alantoiny. Naturalna alantoina ma znacznie silniejsze działanie lecznicze niż syntetyczna. Substancja ta wspomaga regenerację tkanek.  Żywokost działa także uszczelniająco na naczynia krwionośne, rozszerza tętniczki, co powoduje lepszy przepływ krwi. Preparaty  z żywokostem sprawiają, że szybko znika opuchlizna,  zmniejsza się bolesność mięśni.  Medycyna sportowa już dawno zainteresowała się tą rośliną.


W mojej ocenie skład tego żelu jest bardzo przemyślany. Kombinacja wyciągu z kasztanowca i żywokostu z kamforą i chłodzącym mentolem  stymuluje i odświeża. Kobiecie torebki są tak przepastne, że można znaleźć w nich prawdziwe skarby. W mojej znajdziecie właśnie ten żel.  To mój przyjaciel na wakacyjne miesiące.
Kosmetyk jest certyfikowany przez BDIH.



Żel do nóg i stóp z kasztanocem i mentolem kupiłam w sklepie internetowym Zdrowe Kosmetyki. Kosztuje 40 zł. 

24 sierpnia 2015

Powroty ...

Do napisania tego posta skłonił mnie tekst opublikowany na blogu Co kręci Anulę (klik). Zadałam sobie pytanie dlaczego blogowałam. Dużo ważniejsze było jednak pytanie dlaczego potrzebowałam prawie dwóch lat przerwy w pisaniu. Życie czasami tak się układa, że w ciągu jednej chwili wali się wszystko. Bezsilny jesteśmy wobec losu. 
Dużo spraw musiałam poukładać od nowa. Nowa rzeczywistość, nowe obowiązki. Na początku po prostu nie miałam czasu.
Później doszłam do wniosku, że nie potrafię pisać o kremach, tonikach, mydłach. Musiałam przeżyć mój ból. 
Wydawało mi się wręcz trywialne by pisaco kosmetykach. Tylko Sandrze (klik) zawdzięczam to, że bloga nie skasowałam. A wierzcie mi, że wiele razy miałam na to ochotę.

Dzisiaj przyszedł czas na refleksję. Lubię blogowanie, trud włożony w zrobienie zdjęć, przygotowanie tekstu. Lubię także dzielić się moimi spostrzeżeniami na temat naturalnych kosmetyków, ich aktywnych, roślinnych składników. Dzisiaj przyszła myśl, że muszę wrócić do mojego bloga. Tylko czy się uda?

17 stycznia 2015

Niespodzianka od Sandry ...

Bardzo nieregularnie pojawiają się moje wpisy. Nie mam jeszcze na tyle siły, aby wrócić do regularnego pisania. Po rocznej przerwie jest to bardzo trudne.
 Do tej notki zbieram się już od … miesiąca. Sandra, Autorka bloga „Natura i uroda” znowu sprawiła mi wspaniałą niespodziankę. W pięknym, czerwonym kartoniku znalazłam same cudeńka. Nie Świąt bez prezentów.



Od dawna przyglądałam się serii poradników o naturalnej kosmetyce autorstwa Magdaleny Przybylak-Zdanowicz pt. „ABC kosmetyki naturalnej”. Teraz mam już tą publikację w swojej biblioteczce.


Sandra podarowała mi także mydełko jaśminowe oraz miodowy tonik Abellie. Uwielbiam jaśmin. Z kosmetykami francuskiej marki Abellie nie miałam jeszcze do czynienia.



Postaram się, abyście przeczytały o tych kosmetykach na blogu. Dużo mnie ta obietnica kosztuje. Widzę, że Sandra chce mnie zmobilizować  do pisania. A ja wciąż się opieram. Sandra od lat prowadzi wspaniałego bloga. Poznałyśmy się w sieci. Może kiedyś będzie dane poznać się nam osobiście?
Dziękuję Sandro!

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...