31 października 2018

Faraon, zielona żabka i tęcza ... czyli o dzierganiu chusty Boho Pom Pom

Faraon, zielona żabka i włóczka Swing od Lilopii mają ze sobą wiele wspólnego. „Czemu patrzysz żabko zielona na głupiego faraona?”  To proste zdanie pozwala na szybkie skojarzenie kolejności barw tęczy. Czerwony, pomarańczowy, żółty, zielony, niebieski, granatowy, fioletowy. Mnemotechnika. Ale nie o niej będzie. Z  bajecznie kolorowego tęczowego motka powstała chusta Boho Pom Pom. 


Moja wersja chusty troszkę odbiega od oryginalnego projektu. Nie ma pomponików.   
Lubię oddawać się pasji jaką jest dzierganie. Nie mam jakiegoś szczególnego talentu, bo moje dzierganie to raczej praca odtwórcza.  Za czasów mojej młodości dzierganie nie było takie  łatwe. W sklepach pustki. Zdobycie jakiejkolwiek włóczki graniczyło z cudem. A teraz? Można przebierać i wybierać . W barwach, składach, jakości. Wełna, bawełna, akryl, jedwab, merynos, len. Czego dusza zapragnie. Moja dusza i oczy zapragnęły tęczy. Wybór padł na włóczkę Liloppi Swing (klik). To włoska włóczka mieszana składająca się w 50% z wełny merynosa i w 50% z włókna akrylowego. Włóczkę tworzy połączenie trzech nieskręconych nitek. Lilopii daje nam aż trzy rodzaje tęczy. Classic, Classic Light, Classic Dark. Ja wybrałam tęczę nieoczywistą, rozbieloną - Light. Przez cały motek idzie kremowa nitka.  Z jednej strony feeria barw, a z drugiej spokojny wzór. 



Skąd miałam wzór? Wzór  powstał  na  potrzeby  facebook’owej  grupy  Chusty  i  szale  razem  dziergane” (klik). Autorką wzoru  jest jest Dagmara ze „Składu  rękodzieła- pracownia Dagmary” (klik). Dzierganie w grupie daje wielką satysfakcję. Wiele się nauczyłam. Grupa jest m.in. po to, aby zaprzyjaźnić się z drutami lub szydełkiem i razem podejmować rękodzielnicze wyzwania, a przez do doskonalić swoje umiejętności .
A teraz o samej chuście. Na zrobienie jej potrzebowałam równy miesiąc  czasu. Zaczęłam 15 lipca a skończyłam 15 sierpnia. Zużyłam 1,5 km kolorowej włóczki i ok. 200 m kremowej. Chusta jest duża, miękka i ciepła (zasługa merynosa). Kolory tęczy rozweselą najbardziej ponury dzień. 


Na chuście Boho pom pom oczywiście się nie skończyło. Swingowe motki potrafią zawładnąć wyobraźnią i .. uzależnić. Powstała jeszcze jedna chusta.


 Powstaje pled i  .... jeszcze dwie chusty. 



I jeszcze jedna chusta jest w planach. Ile można mieć chust? Tego jeszcze nie wiem. 
Czy któraś z moich Czytelniczek -fanka naturalnych kosmetyków także dzierga? A może będziemy dziergać w grupie?

19 listopada 2017

Kolory na jesienną nudę ... czyli kilka słów o tym dlaczego lubię szydełkować


Przedzimie to czas kiedy dopada nas nuda, niechęć, lenistwo. Nie chce się i już. Tegoroczna jesień nie należała do kolorowych, przynajmniej na Kaszubach. Wiatr, deszcz, niewiele słońca. Ogród poszarzał. Nie przygotowałam go jeszcze w pełni do zimy.
Słotny i szary czas umilam sobie kolorem. Nie lubię bezczynności. Od wczesnej wiosny do później jesieni cały wolny czas poświęcam ogrodowi. A teraz kiedy pada i wieje?
Biorę szydełko w dłoń i dziergam. Rodzina śmieje się, że bez opamiętania. Coś w tym jest.
Chcę Wam pokazać moje chusty zrobione w ostatnich dwóch miesiącach. Może kogoś zainspirują?
Pierwszeństwo oddaję „wirusom”.  Dziewczyny, które dziergają przyznają, że ten wzór ma w sobie coś. Zrobisz jeden wirus, potem kolejny i kolejny. Ja sama mam dwa, jeden z lnu – taka wersja letnia, drugi z wełny (klik).  Powstały także wirusy dla Mamy i Siostrzenicy. A potem dla Siostry i Cioci. Po drodze był jeszcze „wirus” dla Sandry.
Siostra zapragnęła mieć ogromną chustę na zimę. 


Wykonałam ją z kokonków. Czymże są rzeczone kokonki?
Kokonki to włóczka bawełniano-akrylowa z długimi przejściami kolorystycznymi z efektem ombre. Motek jest nawijany ręcznie i składa się z kilku nitek, które nie są skręcone. Zmiana koloru następuje nitka po nitce. Są kokonki 3 nitkowe i 4 nitkowe.
„WVrus” dla Siostry. Od zimnego różu, przez fuksję i jeżynę, szary do ciemnej szarości. Na chustę zużyłam motek 1200 m, szydełko 3,5.

Prawie jednocześnie powstawał „Virus”  dla Cioci. Zdecydowanie mniejszy, bo wydziergany z 800 m pięknych błękitów.  Jasny szary, błękit, niebieski, szafir i granat mnie kojarzą się z greckimi wyspami. Santorini. Tak nazwałabym ten motek. 

Nie samymi „Virusami” się żyje.   
Kokonki na tyle przypadły mi do gustu, że trudno było oprzeć się następnym motkom. Wszystkie motki mają urocze charmsy. Oznaczają one początek motka. Ja wrabiam je w chustę. Taki ciekawy malutki dodatek.


Wczoraj został ukończony Rajski ptak. Lada moment odleci. Tak nazwałam chustę wykonaną również dla Siostry wg wzoru Secret Paths. Turkus, piwonia i jasna taka limonkowa zieleń robią niesamowite wrażenie. Papuga ara?


Zdjęcia nie oddają piękna tej chusty. Motek powstał na moje zamówienie po konsultacji z Panią Małgorzatą. W tym miejscu muszę dodać, że kontakt ze sklepem jest wzorowy. Same kolorowe motki także przybywają błyskawicznie. 
Rajski ptak rozprawi się z największą szarugą listopada.


Sądzę, że Pani Małgorzata jest w stanie pochylić się nad każdym najdziwniejszym kolorystycznym zamówieniem. Mnie zamarzyła się chusta z dodatkiem srebrnej nitki.  Od bieli, przez szarość do czerni. A wszystko miało skrzyć jak śnieg w grudniową ciemną noc. I co? Już dziergam. 


Dla odmiany wybrałam motek z trzech nitek plus nitka lurexowa.  Niestety zdjęcia nie oddają tego srebrnego skrzenia. Moją chustę także wykonuję wg wzoru Secret Paths. Dla mnie efekt jest rewelacyjny.


Być może, że po srebrze przydzie czas na złoto.


 
Dlaczego dziergam? Bo lubię. Bo szydełkowanie daje odprężenie. Dla mnie to fantastyczny sposób do walki ze stresem. Pracę mam stresującą. Tak sobie myślę, że im więcej stresu w pracy tym piękniejsze chusty robię. Może i w pracy powinnam mieć  15 minut dla aktualnie dzierganej chusty?


Dlaczego robię zakupy w Kokonkach? (klik) Fantastyczny kontakt z właścicielami sklepu, błyskawiczna dostawa, ogromny wybór kolorów. I jeszcze do tego ostatnio w sklepie pojawiła się estońska wełna Aade Long. Od chusty wykonanej z tej właśnie estońskiej wełny u mnie wszystko się zaczęło. Ale to już opowieść na kolejną notkę.
Czy któraś z moich Czytelniczek dzierga? Nie nudzę Was pokazywaniem moich robótek? A może już czas na jakieś kosmetyczne odkrycia?

23 lipca 2017

Kamień filozoficzny czy szkatułka z drogocennymi minerałami... czyli o przygodzie w wełną Luna i chustą Virus słów kilka


Czemu tak mało mnie w blogosferze? Mimo tego, że przyrzekam sobie, że będę pisać częściej, ciągle czasu brakuje. To przez pasje moje wszelakie. Ogród zajmuje go najwięcej. Ale nie tylko. Wyobraźcie sobie, że lubię także robótki szydełkowe. Pled i poduchy miały już swój debiut. Dzisiaj pokażę jedną z moich chust. Nie jest to moja pierwsza chusta, którą zrobiłam. Do debiutu w tej materii także w wolnej chwili wrócę.
Chcę pokazać Wam moje do tej pory najbardziej okazałe dzieło (a właściwie rękodzieło).
Oto Waszym oczom ukazuje się Virus z Luny Kamień filozoficzny.

Zrobiłam sobie ogromną chustę z estońskiej wełny Luna. Chusta jest pokaźnych rozmiarów (200cm x 90cm). W chłodne wieczory można się nią opatulić solidnie.
Wykorzystałam wzór Virus. Dla maniaczek szydełkowania nie jest to tajemnicza nazwa. Ale jak na Virusa przystało zaraża bardzo. Kolejny Virus już się dzierga, kolejny w planie. Bo tak to z Virusami szydełkowymi już jest. Tylko gdzie ja te chusty wszystkie będę nosić?

A teraz o samej chuście. Zrobiłam ją z wełny estońskiej o nazwie Luna dostępnej w sklepie Liloppi (klik). Wykorzystałam dwa motki wełny o nazwie kamień filozoficzny. Jeśli się Wam bardzo spodobała, to muszę dodać, że nie kupicie jej już. Luna jest ręcznie farbowana. W kolejnych dostawach nie powtarzają się kolory. 

Na moją chustę zużyłam dwa motki wełny o łącznej wadze 436 g. Został niewielki kłębuszek. Dziergałam na szydełku nr 3. W 100 g wełny jest około 550 m. Czasu poświęconego chuście nie potrafię zliczyć. Z reguły dziergam wieczorami, przed telewizorem. Tak dla relaksu. 

Wełna jest odrobinę szorstka. Napotkać w niej można źdźbła trawy. Po praniu chusta mięknie. Wracając do samej nazwy tej wełny – kamień filozoficzny. Jak myślicie dlaczego właścicielka sklepu z włóczkami , Pani Karolina, tak nazwała ten barwny motek?.   


Ja w tym zestawie kolorów widzę stare złoto, zielenie malachitu i szmaragdu, turkus i topaz. Szlachetny granat także potrafię tutaj dostrzec. Szlachetna miedź i pospolita cyna. Dla mnie to szkatuła z drogocennymi, szlachetnymi minerałami. 



A może kamień filozoficzny dlatego, że to dziewiarka zamienia magią swojego szydełka metry surowej wełny w szlachetne dzieło?
Pani Karolina z Liloppi zresztą ma wyjątkowy dar do nazywania swoich włóczek. Poszperajcie w sklepiku z włóczkami , a same się przekonacie. 

Jak się Wam podoba moja chusta? Macie w swojej garderobie chusty? Chcecie zobaczyć kolejne moje chusty?

19 lutego 2017

Pasje moje wszelakie


Postanowiłam napisać o moich pasjach. Mało bywam na blogu. Może go i trochę zaniedbałam. Wszystko to z powodu pasji. A jest ich kilka. O nich chcę trochę napisać. Blogowanie jest jedną z nich. To, że nie odzywałam się kilka miesięcy nie oznacza rezygnacji z pisania i dzielenia się pasją jaką jest naturalna pielęgnacja. Wciąż poznaję nowe, naturalne fantastyczne kosmetyki. Jedną odkrywam sama, inne dzięki Waszym blogom, a jeszcze inne przychodzą do mnie jako fantastyczne prezenty. 



Sandra - Autorka bloga Natura i Uroda (klik), jak co roku, sprawiła mi piękny prezent. Sami zobaczcie. Naturalne mydła, dezodorant Schmidt’s i olejek ravintsara. 


Jednym słowem same wspaniałości.  Rozkoszuję się zapachem mydła z Pszczelej Dolinki. Sam miód pachnie obłędnie. W zapach tym czuję woń lipy i słyszę roje pszczół.


I jeszcze moja ukochana lawenda we włoskim mydle od Tea Natura.  Z jego używaniem poczekam do lipca. Najpierw musi być lawendowa sesja. 



Dezodorant marki Schmidt’s to także dla mnie nowość. Ciekawe czy będzie lepszy od tego z Purite. Oba mają podobne formuły oparte na bazie sody oczyszczonej. Może powstanie post porównawczy?



Na koniec jeszcze jeden cenny drobiazg – olejek ravintsara. 



Warto poznać go bliżej, gdyż może okazać się cennym sprzymierzeńcem w walce z zimowymi infekcjami. Pisałam o nim bardzo dawno temu (klik).


Mam nadzieję, że patrząc na zdjęcia Waszą uwagę przykuło ich tło. To tło to moja kolejna pasja. 



Pled wykonany na szydełku to moje dzieło. Zimowe wieczory są długie, ogród śpi. Sięgam więc po szydełko. Tej zimy padło na duże rzeczy. Zrobiłam pled dla mojej siostrzenicy. Kolory mają ożywić dziecięcy pokój. W komplecie z pledem powstały poduszki. 



Cały projekt wykonałam z włóczki akrylowej Nako Bonbon. Zużyłam 1 kg włóczek kolorowych i 0,8 kg włóczki białej. Pled ma wymiary 1,65 mx 1,25m. 



Wydziergałam 120 kwadratów na sam pled i duma mnie rozpiera.  Tym co dziergają  na szydełku znane jest pojęcie babcinego kwadratu. Jak się Wam podoba moje dzierganie? Chcecie zobaczyć kolejne wydziergane poduchy?



Jako, że zima jeszcze nie odpuszcza robię kolejne rzeczy. Jest kilka poduszek, chusta, narzuta na łóżko. Może do wiosny skończę. Z wiosną ruszam do ogrodu i odkładam szydełko.  Ogród to moja największa pasja.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...